sobota, 6 czerwca 2009

Klucz do Raju

Raport z Raju – skąd ten pretensjonalny tytuł? Z dziwnego zbiegu okoliczności jaki raczył mi się przytrafić. Legendę o powstaniu Bułgarii każdy miłośnik tego uroczego kraju zna. Dla czytelników niezorientowanych przytoczę ją poniżej, aby nie musieli szukać.

Bóg stworzył świat i kiedy przyszło rozdzielić go między narodami, okazało się, że zapracowani Bułgarzy przyszli ostatni i załapali się dopiero na sam koniec kolejki. Najzwyklej w świecie zabrakło dla nich gruntów. Powiedział więc Bóg do anioła pomocnika: „No dobra, ponieważ Bułgarzy są pracowici, należy im się nagroda. Wydziel im kawałek Raju - jestem pewien, że nie zmarnują tego daru.” Tym sposobem Bułgarzy dostali piękne góry, niezwykłej urody doliny, zieleniącą się równinę i spory kawałek ciepłego morza.

Przeczytałem legendę i zapomniałem o niej na kilka miesięcy. W tym czasie zajęty byłem remontowaniem mieszkania w Polsce. Bardzo dokładny był to remont i uzyskany efekt sprawił mi wiele przyjemności. Szybko nadszedł czas wyjazdu do Bułgarii. Zamieniłem auto w coś na kształt półciężarówki, zapakowałem pod dach i wyruszyłem w długą podróż. Gdyby miała być tylko długą, to pół biedy, ale okazało się, że stanie się też piekielnie niebezpieczną.
Na węgierskiej autostradzie jedno z tylnych kół zdecydowało, że nie chce kontynuować dalej podróży. Łożysko odmówiło niesienia na swoich plecach tak dużego ciężaru i postanowiło się zatrzeć. Ponieważ przy prędkości 130km/h słuchałem głośno muzyki, nie usłyszałem charakterystycznego szumu – oznaki awarii. A przy takiej prędkości wystarczyły 3 minuty, by zatarte łożysko przegrzało piastę i bęben hamulcowy pękł. Zachwiało autem jak statkiem na fali. Lekko kropił deszcz i na mokrej nawierzchni nastąpił poślizg, z którego na szczęście zdołałem auto z dużym trudem wyprowadzić. (Zimowe szaleństwa na różnych placykach zaprocentowały). Udało mi się dotoczyć do pobliskiego miasta. Szeged - jedno z największych miast węgierskich - ma wszelkie możliwe serwisy autoryzowane. Odnalazłem serwis Forda i chłopaki wymienili co trzeba. Trwało to dość długo. Wyruszyłem w dalsza drogę o godzinie 17. Trzeba było przejechać jeszcze przez nieznana mi Serbię.
Bez przygód dotarłem w końcu do Sofii, pozostało odnalezienie adresu, co przyszło mi zadziwiająco łatwo, jak na tak duże miasto. Bardzo zmęczony długą podróżą z Polski, rozpakowałem z auta cały dobytek. Mieszkanie prawie bez mebli, bez szaf i szafek, bez zasłon i firanek, gołe podłogi. Żarówki zwisające na kablach. Łazienka w standardzie takim, że najgorszy polski akademik jawił się niczym przyzwoity hotel…Kontrast między zostawionym w Polsce mieszkaniem a sofijskim lokum okazał się tak wielki, że słowo przepaść byłoby bardziej na miejscu. Wyobraziłem sobie kojoty wyjące do księżyca. Ostatkiem sił stanąłem przy oknie by z góry spojrzeć na kawałek miasta, a tam w dole pulsujący czerwoną i zieloną barwą neon. Na neonie 3 gwiazdki i napis - Hotel Raj. Wprawiło mnie to najpierw w konfuzję, a później w straszną złość. Poczułem dogłębne zwątpienie w sens. Jakąś cholerną ironię losu. Postanowiłem, że prześpię się tylko, znoszę rzeczy z powrotem do auta i wracam do Polski. Noc wcale nie okazała się łatwiejsza… śniło mi się, że umieram, że Bóg mocno zirytował się na mnie i dał mi wybór, albo zostaję i akceptuję to, co dla mnie przygotował, albo koniec mojej ziemskiej wędrówki.
Obudziłem się rano, wyglądam przez okno, a tam ponad górami promienie słońca, przebijając się przez ciemne, burzowe chmury układają się w charakterystyczny trójkąt - czy to omen, abym nie zapomniał ostrzeżenia?


Natychmiast przypomniałem sobie legendę o powstaniu Bułgarii i... zostałem.
Z czasem wszystko ładnie zaczęło się układać. Dzięki własnej pracy (coś te remonty mnie prześladują w życiu), zaradności mojej żony i wielkim morzu bezinteresownej życzliwości kilku osób, mieszkanie już umeblowane, bardzo przyjemnie się w nim mieszka, najważniejsze jednak, że… są w nim ze mną dwie ukochane osoby. Kiedy oboje śpią smacznie, czasem wychodzę w środku nocy na balkon. Siadam na parapecie okna, nogi opieram na balustradzie. Sączę dobrze schłodzone piwo, patrzę w dół i widzę migoczący spokojnym rytmem neon z napisem Hotel Raj. Nieodmiennie wprawia mnie to migotanie w doskonały humor.

Wiara – Nadzieja – Miłość. Gdy posiądzie się mentalnie te trzy wielkie rzeczy, oswoi ich idee, przy odrobinie sprzyjających okoliczności, swój Prywatny Raj można mieć ze sobą wszędzie - „Tam dom Twój, gdzie serce Twoje” (że pozwolę sobie sparafrazować Św. Tomasza z Akwinu).

1 komentarz:

  1. no, czekalem kiedy sie spraw wyjasni a teraz juz wiem. ciekawa legenda, nie znalem.
    jez wegierski

    OdpowiedzUsuń