środa, 30 grudnia 2009

Płaca minimalna w Bułgarii

Wielkimi krokami zbliża się rok 2010, rząd Bułgarii ogłosił wczoraj, że płaca minimalna od 1 stycznia wynosiła będzie 240 leva, czyli 123 euro. Na podwyżce skorzystają również emeryci, którym wzrośnie emerytura. Dziś wiele osób dostaje około 160 leva miesięcznie. Oczywiście są i wyższe emerytury – nauczyciel akademicki po zakończeniu kariery może liczyć na nieco powyżej 250 leva. Dla porównania w Polsce płaca minimalna będzie w roku 2010 wynosiła 1317zł brutto, czyli 319 euro.
W pierwszej chwili porównanie wypada nieciekawie, ale trzeba pamiętać, że w Bułgarii podatki są znacznie niższe, niższa jest składka na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne. Znacząco niższa jest cena wody i jej podgrzania, dużo niższe są czynsze i cena prądu. Gdy wziąć pod uwagę siłę nabywczą pieniądza(PPP) w obu krajach, to w Bułgarii na obywatela przypada 12341USD , w Polsce – 17482USD. Różnica wciąż jest duża, ale nie tak tragicznie duża, jak mogło się początkowo wydawać. Tak jest przy towarach tak zwanej pierwszej potrzeby. Gorzej rzecz wygląda, gdy chce się kupić jakiś sprzęt RTV-AGD, ceny są wyższe niż w Polsce, nawet do 20%. Samochód to samo. Usługi są już dużo droższe, a z jakością bywa różnie. Zmiana 4 opon z letnich na zimowe plus prostowanie 2 felg 130zl. W Polsce płace 70zl, dostaje kawę i nowe wentyle gratis. Przez 4 lata (8 zmian opon) nigdy nie schodziło z opon powietrze między wymianami. Nigdy też nie trzeba było prostować felg. A w Sofii wiele aut ma któreś niedopompowane koło.

Przypominam sobie późne lata osiemdziesiąte. Znajomi Włosi dziwili się, jak można za polskie pensje przeżyć. A jednak ludzie żyli, prowadzili bujne życie towarzyskie, mieli znajomych, przyjaciół i ogólnie rzecz biorąc byli szczęśliwi. A różnica między Polską a Włochami była wtedy ogromna pod każdym względem (Włosi puszki po wypitych napojach wyrzucali. U nas modne było kolekcjonowanie tego deficytowego luksusu i robienie tak zwanej wystawki na meblach).

Mam wrażenie, że ogólnie Polska jest w tej chwili jakieś 8-10 lat przed Bułgarią. Ale są dziedziny, gdzie my Polacy ostro zostajemy w tyle. Na przykład pod względem dostępu do Internetu i jego ceny. Podatki też są przyjaźniej naliczane w Bułagari. Mniejsze w budżecie są obciążenia socjalne. Za 15-20 lat sytuacja może się odwrócić :)

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Ojczyzna ma zapach i smak

Ojczyzna ma zapach i smak – uświadamiają to sobie wszyscy bez wyjątku emigranci, którym przychodzi przygotowywanie świątecznych potraw na obczyźnie. O ile na wyspie można w zasadzie kupić wszystko w sklepie polskim za kornerem*, to w Bułgarii rzecz nie jest już taka prosta. Jak tu wykombinować buraczki na barszcz? Gotowego barszczu też nie ma ani w kartoniku, ani w proszku. Ale rodacy od dawna mieszkający w Bułgarii radzą sobie całkiem nieźle. Pewnych ilości towarów dostarcza mikro-import indywidualny. Na pewne rzeczy poluje się po sklepach. Jaką radość sprawia wizyta w hipermarkecie Billa – mają całe buraki importowane z Polski. Kapusta kiszona na farsz do pierogów z grzybami i kapusta - o tu jest niewielki tylko problem. Bułgarzy mają kapustę kiszoną w beczkach, ale kiszone są całe główki. Trzeba szatkować, kroić albo mleć, ale ważne, że smak jest identyczny jak w Polsce.
Za to można z takiej kapusty przygotować ciekawe w smaku gołąbki (nie na Wigilie oczywiście). Ryba? Rozkładanych basenów z rybami nie ma. Kolejek na stoiskach rybnych też nie ma, bo Bułgarzy nie jedzą ryby w Wigilie. Karpia jada się tu 6 grudnia.
Za to wszędzie w sklepach pełno ciasta na banicę. Banica nadziewana porem - to potrawa obowiązkowa. Jej smak jest wprost genialny. Palce lizać! Gdy już opanuję technikę przygotowywania, postaram się zamieścić fotorelację.
Zrobiłem się strasznie głodny, farsz do pierogów na patelni się przypieka, czas kończyć ten wpis!

wtorek, 15 grudnia 2009

Handel w Święta Bożego Narodzenia + dopisek

Pisałem kiedyś w notce zatytułowanej Świątek, piątek i niedziela o tym, że w Bułgarii handel i usługi działają niemal zawsze, bo nie ma ustawowego zakazu pracy w dni świąteczne.
I proszę – wizyta w największym hipermarkecie budowlanym w Sofii, a tam tablica z godzinami pracy w okresie Świąt Bożego Narodzenia.



Jedynie 1 stycznia jest dniem wolnym, ale to chyba tylko dlatego, że zwyczajowo zamyka się rok księgowy i robi w sklepach inwentaryzacje.
Zamiast dać ludziom bony świąteczne, może przywieźć z Niemiec jakieś drobne świąteczne upominki, na przykład pierniki i powiedzieć, żeby święta spędzili sobie w domu z rodziną, niemiecki właściciel po prostu korzysta z możliwości bułgarskiego prawa i nie zamyka sklepów. Bo wiadomo, w Wigilie o godzinie 16:53 zawsze ktoś może potrzebować 1 śrubeczki lub worka zaprawy cementowej, w 1 dzień świąt może chcieć kupić wannę, albo 2 dnia świąt komplet tytanowych wierteł i klamerki do bielizny. Jakże bardzo to poprawi wynik handlowy firmy. W Niemczech takie praktyki i handlowe zwyczaje są nie do pomyślenia! Tam w zwykłą niedzielę nie można zrobić normalnych zakupów. A w Bułgarii – tak samo chrześcijańskim kraju jak Niemcy, niemiecka firma może handlować nawet w Święta Bożego Narodzenia.

I w którym kraju jest większa wolność gospodarcza? Nie wspominam tu nawet o podatkach, bo są dużo niższe niż w Niemczech :) Ale jak Bułgarom mieszkającym w Niemczech mówię, że ich ojczyzna jest pięknym krajem i potencjał ma ogromny, to pytają mnie z niedowierzaniem dlaczego sobię z nich robię jaja :)

------------- DOPISANE -------------------------
Jest gorzej niż myślałem. Butiki w centrach handlowych są otwarte w Wigilię do godziny 22. I podobno nawet tuż przez zamknięciem niektórzy ludzie przychodzą robić wtedy zakupy.
Teoretycznie pracownikowi przysługuje za pracę w dni świąteczne wyższa płaca, ale to tylko teoria.
Bardzo wiele osób w Bułgarii chciałoby w Boże Narodzenie dni wolnych od pracy, ale szanse na to małe, skoro Cerkiew Prawosławna nie wykazuje starań o to. A może po prostu pozycja Cerkwi jest w Bułgarii wciąż bardzo słaba i niestety niewielki ma ona wpływ na polityczno-społeczną rzeczywistość?

czwartek, 10 grudnia 2009

Światło głęboko czerwone

Przejeżdżanie skrzyżowania na świetle głęboko czerwonym jest bardzo rozpowszechnione w Sofii. Manewr polega na tym, że kierowcy wjeżdżają na skrzyżowanie jeszcze kilka sekund po zapaleniu się światła czerwonego. W efekcie ludzie mający już zielone nie mogą wjechać od razu na skrzyżowanie, bo w każdej chwili może ich spotkać bardzo przykra i mocno rozpędzona niespodzianka. Ale ponieważ wszyscy już do takiego stylu jazdy przywykli, stłuczki prawie się nie zdarzają. Za to zniwelowany jest do minimum czas ‘martwy’ czyli ten okres, gdy oba krzyżujące się strumienie ruchu są zatrzymane. W każdym cyklu jest to mniej więcej 20% czasu. Zysk w skali miasta jest ogromny. Dziś któryś raz z kolei widziałem samochód nauki jazdy, w którym kursantka ćwiczyła ten trudny, ale jakże pożyteczny manewr. Brawurowo wjechała na głębokim czerwonym i bez kierunkowskazu wykonała gwałtowny skręt w lewo, zajeżdżając mi drogę. Wykazałem refleks. Uniknąłem zderzenia. Od ciężkich przekleństw powstrzymała mnie jedynie obecność w samochodzie mojego synka, który jest na etapie powtarzania zasłyszanych słów. Nie chciałem by od razu załapał kwintesencję kunsztownego rzucania mięsem. Pukania się w czoło maluch nie zauważył, za to zauważył to pan instruktor i żywiołowo zareagował oburzeniem: machaniem rękami i serią okrzyków. Chyba się zdenerwował, że nie wykazałem entuzjazmu dla techniki jego podopiecznej, albo choćby zrozumienia dla jej poświęcenia, odwagi i zdeterminowania - bo w końcu przejeżdżanie skrzyżowania na głębokim czerwonym nie jest manewrem łatwym i przecież gdzieś się go dziewczyna musi nauczyć, aby później samodzielnie potrafić sprawnie poruszać się po Sofii.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Tabletki wczesnoporonne bez recepty

Prawie północ. Estetycznie zrobiona reklama w BTV. Nie zabezpieczyłaś się przed? Nic nie szkodzi, nie martw się teraz, po prostu ciesz się seksem. Martwić się będziesz później. Escapelle możesz zażyć do 72 godzin po stosunku i uniknąć niechcianej ciąży. Preparat dostępny jest w aptekach bez recepty.

Jakże inne podejście od powszechnie panujacego w Polsce, gdzie tabletki wczesnoporonne przepisuje lekarz ginekolog. Lepsze to rozwiązanie, czy gorsze? To już każdy musi sobie odpowiedzieć prywatnie, we własnym sumieniu :) Abstrahując od rozważań moralnych, po raz kolejny mam wrażenie, że obszar wolności prywatno-obywatelskiej jest w Bułgarii szerszy niż w Polsce. W wielu różnych dziedzinach.

środa, 2 grudnia 2009

Francuski parlament znajduje się w Polsce ;-)

Bułgarski Darik jest dużym i poważnym serwisem informacyjnym - coś jak polski Onet, WP czy Interia. Oprócz portalu internetowego prowadzą też własne radio. Dziś troszkę obniżyli loty. Zamieścili informację o ewakuacji francuskiego parlamentu z powodu alarmu bombowego. Notkę zilustrowali zdjęciem, które dobitnie sugeruje, że parlament francuski obraduje w Polsce. Sami zresztą zobaczcie ---> Zdjęcie

poniedziałek, 23 listopada 2009

Jak w Bułgarii wygrywa się Idola

Przeglądając kilka miesięcy temu youtube pod kątem muzyki bułgarskiej, znalazłem piosenkę finałową z pierwszej edycji bułgarskiego Idola. Nie mogłem uwierzyć, że śpiewając absolutną klasykę muzyki ludowej można zwyciężyć w programie tego typu. A jednak!




Dopiero niedawno zrozumiałem, że nie mogło być inaczej. Nevena po prostu musiała wygrać, gdy zaśpiewała Излел е Дельо хайдутин - czyli piosenkę znaną nawet w dalekim, przepastnym kosmosie. Serio.

W roku 1977 nagranie z zapisem tej piosenki wygrawerowano na płycie umieszczonej na pokładzie sondy Voyager, dzięki czemu ówczesna wykonawczyni - Валя Балканска stała się najbardziej znaną piosenkarką z Ziemi we Wszechświecie!!! Bułgarzy są z niej naprawdę bardzo, bardzo, bardzo dumni!!!




LINKI DODATKOWE:
1. Więcej o Programie Voyager
2.Tu można posłuchać również pozostałych nagrań zamieszczonych na płycie

sobota, 14 listopada 2009

Fotelik samochodowy? A po co?

Fotelik samochodowe nie są w Bułgarii towarem nieznanym. Można je kupić bez problemu prawie wszędzie, w normalnej cenie, a do tego wybór jest odpowiednio duży. A jednak codziennie po kilka razy widuję w samochodach małe dzieci brykające swobodnie po tylnym siedzeniu, albo stojące między fotelami. Przewożone na przednim siedzeniu 4-latki też nie są rzadkością. Co gorsza, kilkukrotnie już widziałem takie maluchy STOJĄCE PRZY DESCE RODZIELCZEJ. PRZY KOKPICIE!!! I bardzo często ma to miejsce w autach drogich. Nie jest to więc kwestia braku pieniędzy, a raczej podejścia. Dziś ponownie ujrzałem z bliska szokujący przykład „rodzicielskiej odpowiedzialności”. Zatrzymuje się 3-4 letnia, zadbana Skoda Fabia, z pewnością wyposażona w poduszki powietrzne, a na miejscu pasażera tatuś trzymający na ręku 1,5 roczne dziecko. Podwoził go kolega. Nie mógł facet jechać z tylu, musiał z przodu, a że dziecko przy zderzeniu zostało by przez niego zmiażdżone? Przecież wybuch poduszek nawet przy lekkiej stłuczce byłby dla malca śmiertelnie groźny! A w Sofii ludzie jeżdżą szybko, zdecydowanie, a często nawet brutalnie. Stłuczek widuje się tu niemało. Nie mam pojęcia, czy w oficjalnych zapisach kodeksu drogowego istnieje obowiązek przewożenia dzieci w fotelikach? Podejrzewam, że w każdym europejskim kraju przepis ten obowiązuje, więc musi i w Bułgarii. Pewne jest to, że z egzekwowaniem tego przepisu coś tu nie bardzo wychodzi. A takie podejście jest co najmniej dziwne, bo wszędzie widuję reklamy społeczne pokazujące troskę o dzieci. Na przykład takie, które informują, że rocznie na drogach ginie tyle i tyle dzieci, albo tablice z napisem „zwolnij, ocal życie dziecka”, albo „dzieci nie mają hamulców” to przy szkołach, albo przejściach dla pieszych

środa, 11 listopada 2009

Dwujęzyczność? Ale fajnie!

Dotąd obserwowałem dwujęzyczność u znajomych albo ich dzieci, a teraz mogę doświadczyć tego pasjonującego zjawiska we własnym domu. Nasz synek po roku chodzenia do bułgarskiego żłobka zdaje się rozumieć ten język. Sensownie odpowiada na pytania zadawane mu przez Bułgarów. (Na moje też, ale śmieje się przy tym albo patrzy podejrzliwie, dlatego staram się nie mówić do niego po bułgarsku).

Świetna sprawa tak bezboleśnie przyswajać obcy język; poprzez gry i zabawy z innymi dziećmi, poprzez zanurzenie się w innej rzeczywistości kulturowej. Niezły kapitał językowy na przyszłość, ale żeby go nie roztrwonić, trzeba będzie włożyć później sporo wysiłku, albo na stałe zostać w Bułgarii ;-)



Halo, halo! Wujek Słoń?
Mam już własny telefon,
i kuchenkę i lodówkę,
radio i mikrofalówkę.
Wszystko to mam w nowym domu,
przyjdź zobaczyć wujku Słoniu!


Między innymi tak bułgarskie dzieci uczą się w żłobku swojego języka.

piątek, 6 listopada 2009

Monastyr Rylski

Monastyr Rylski - zabytek najwyższej klasy, który widnieje chyba na wszystkich okładkach wszelkiej maści przewodników turystycznych po Bułgarii. Po prostu rzecz, której nie można nie zobaczyć będąc tutaj. Zbudowany we wspaniałej scenerii przyrodniczej; w kotlinie, między wysokimi górami, obiekt sam w sobie jest piękny. Jest to jedno z 2 najważniejszych miejsc kultu religijnego w Bułgarii. O drugim napiszę dopiero wtedy, gdy już rodzinnie go obejrzymy. Podobno żaden z prawosławnych monastyrów nie jest zbudowany w ten sposób. Tu mury zamykają się w kwadrat, czyniąc z monastyru twierdzę, co podobno jest wyjątkowe w skali całego prawosławia. W cerkwi stojącej pośrodku murów monastyru znajduje się święta relikwia. Nie podszedłem do niej, nie chcąc profanować swoją osobą świętości. Kiedy wierni prawosławni dotykali i całowali trumnę skrywającą szczątki świętego Iwana, widać było na ich twarzach głęboką wiarę w sens. Do tego zapach świec i artystyczne piekno wnętrza. Fantastyczne.


Przybywających gości wita stojący w zwieńczeniu portalu święty.






















Wiele kolumn jest nadwyrężonych upływem czasu i obciążeniem jakie muszą przenosić. Tym bardziej, że stoją w miejscu gdzie notuje się wstrząsy sejsmiczne. (Siła wstrząsów w tym regionie dochodzi do około 4,5 stopnia w skali Richtera).



Mury również bywają spękane.







Nad wejściem do dzwonnicy, służącej również za wieżę obronną, widoczny jest fragment inskrypcji, która głosi, że za panowania króla Stafana Duszana, w latach 1334-1335, wielkim wysiłkiem pracy i poniesionych kosztów wieżę tę wybudowano, ku czci świętego Jana z Ryły i Rodzicielki Bożej.



Czego dotyczyło to pismo? Może teologii ;-)



Strudzeni podróżą, zmęczeni zwiedzaniem oraz estetycznymi i religinymi doznaniami, możemy zaczerpnąć posrebrzaną chochlą smacznej, źródlanej wody.

czwartek, 29 października 2009

Orfeusz był Bułgarem

W ramach obchodów 50-lecia telewizji BHT (bułgarska narodowa telewizja) emitowane są co środę kolejne odcinki przypominające historyczne edycje Złotego Orfeusza - bułgarskiego festiwalu muzyki popularnej. Więcej o festiwalu Wikipedia pisze po polsku tu -> Złoty Orfeusz, i po bułgarsku tu -> Златният Орфей

Kilka odcinków przegapiłem, ale i pozostałe będzie miło obejrzeć. Formuła trochę między Opolem a Sopotem. Fajnie posłuchać bułgarskiej muzyki, której w ogóle nie znam, zobaczyć dawną scenografię i dawną modę. Jakże ten świat odległy! Niektóre piosenki dziś są już absolutną klasyką. Można ich posłuchać całkiem często w niekomercyjnych stacjach.

Szukając w Internecie informacji na temat festiwalu zwanego Złotym Orfeuszem natrafiłem przy okazji na informację o tym, że patron festiwalu, znany z mitologii Orfeusz był Bułgarem, a ściślej mówiąc Trakiem! Ale od Traków Bułgarzy się przecież wywodzą. Potwierdzenie tezy o trackim pochodzeniu Orfeusza znajduje się między innymi na antycznych monetach. (Można je obejrzeć na stronie powięconej antycznej Bułgarii).

Bardzo mocnych argumentów dostarczają też wyniki pracy archeologów. Latem 2004 roku profesor Nikołaj Owczarow odkrył grobowiec Orfeusza w pobliżu wioski Tatul znajdującej się w górach rodopskich. Link do strony Novinite - gdzie znajduje się zdjęcie obiektu

Grecy chyba nie bardzo mają ochotę z Orfeusza rezygnować, ale Bułagrzy dzielnie o niego walczą. Sprawa ta traktowana jest na tyle poważnie, że badania finasuje Bułgarska Akademia Nauk, a rękę na pulsie cały czas trzyma adekwatne ministerstwo.

Kolejny zabytek, który będziemy musieli zobaczyć!

sobota, 24 października 2009

Mapa atrakcji turystycznych

Dostaliśmy niedawno od zaprzyjaźnionego miłośnika Bułgarii (A. – serdeczne dzięki) dwa przydatne drobiazgi, które warto mieć w swoim turystycznym niezbędniku. Oto one:

Doskonała mapa wydawnictwa kartograficznego Domino. Po jednej stronie znajduje się przyzwoita mapa drogowa, a po drugiej mapa mniej szczegółowa, ale za to z naniesionymi 525 atrakcjami turystycznymi. Bardzo poręczna i przydatna to kombinacja, szczególnie dla osób chcących dokładniej poznać Bułgarię.


Zdjęcia obiektów, ukształtowanie terenu, wzniesienia, lasy, jeziora i rzeki. Mapa jak widać jest przyjemna wizualnie, a przy tym klarowna.


Pod mapą znajdują się angielskie nazwy obiektów. Bardzo przydatne dla turystów niezaznajomionych z cyrilcą.


Za symbolicznego 1 Leva można dokupić sobie do mapy książeczkę wydaną przez Narodowy Komitet Organizacyjny Bułgarskiego Związku Turystycznego.


Można wpisać swoje dane personalne, ale nie wiem, czy w wyszczególnionych w książeczce obiektach, po jej okazaniu otrzymuje się zniżke?


Książeczka zawierająca spis 100 najważniejszych bułgarskich atrakcji, które pogrupowane są według województw.


Znajdują się w niej również rubryczki, w których zbiera się pieczątki potwierdzające zaliczenie danej atrakcji turystycznej.

poniedziałek, 19 października 2009

50 filmów najważniejszych dla Bułgarów

Telewizja BNT rozpoczęła właśnie cykl emisji 50 filmów uznanych przez bułgarskich telewidzów za najważniejsze. Przed projekcjami wprowadzenie czynią fachowcy od filmu: krytycy filmowi, operatorzy.. zapowiada się niezwykle interesująco. I już na sam początek przyjemna niespodzianka - Dusze stracone z Janem Englertem w roli głównej (pisałem o filmie tu). Bardzo Englerta chwalono za charyzmę, za profesjonalizm. Film nakręcono w 1975 roku, ale jakże głęboko musiał zapaść ludziom w pamięć, skoro w plebiscycie zagłosowali na niego i chcą go obejrzeć ponownie. Momentami genialne zdjęcia - efekt pracy operatora Christo Totewa. Ponieważ przed obejrzeniem filmu znałem już współcześnie napisaną piosenkę Lili Ivanowej, w której wykorzystano melodię z filmu, to podczas oglądania nie potrafiłem uwolnić się od głosu Ivanovej i słów piosenki.
Z niecierpliwością czekam kolejnego poniedziałku! Zapowiadają komedię o człowieku, na którego poluje 9 kobiet. Na pierwszy rzut oka coś jak polski 'Och, Karol' - chętnie zobaczę :)

sobota, 17 października 2009

Auta z kierownicą po prawej stronie.

Dziwiłem się mocno ilości samochodów z kierownicą po prawej stronie jeżdżących po sofijskich ulicach. Zarejestrowane są normalnie, jako w pełni spełniające warunki dopuszczenia do ruchu ulicznego. Jest ich wcale nie tak mało. I zdaje mi się, że wciąż ich przybywa. W Wielkiej Brytanii auta używane są bardzo tanie, bo nie ma na nie wielu chętnych w pozostałych krajach UE. Dlatego opłaca się je sprowadzać. Ale zastanawiałem się jak to możliwe, że w Bułgarii takie auta bez problemu da się zarejestrować!

W warunkach ruchu prawostronnego, jaki dominuje w Europie, auta z wielkiej Brytanii nie są do prowadzenia ani zbyt wygodne, ani zbyt bezpieczne. Widać to najlepiej na drodze, kiedy kierowca siedzący po prawej stronie, aby wyprzedzić jadący przed nim samochód musi wykonywać gwałtowne i przesadzone manerwy, bo inaczej nie jest w stanie zobaczyć tego, co się dzieje przed nim na drodze. Myślałem, że rejestracja takich brytyjskich aut w Bułgarii to niezdrowy ewenement, a tu okazuje się, że bułgarskie przepisy w tej kwestii lepiej dostosowane są do wymogów unijnych niż przepisy polskie. Przeczytałem dziś, że Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciwko Polsce, ponieważ polskie przepisy, które nie pozwalają na rejestrowanie aut brytyjskich mających kierownicę po prawej stronie są sprzeczne z dyrektywą unijną o wolnym przepływie towarów. Ciekawe, czy brytyjczycy zaczną rejestrować u siebie auta kontynentalne, z kierownicą znajdującą się jak u nas po lewej stronie?

wtorek, 13 października 2009

Lwiątko, czy raczej Lewuś?


Kiedy przychodzi zapłacić mi gdzieś 1 Leva, prawie zawsze słyszę magiczne słowo Лeвчe (lewcze). Brzmi to uroczo, ale jak je przetłumaczyć na polski? Lwiątko? A może mniej dosłownie - Lewuś. Lewuś zawiera w sobie aluzję do pieniędzy zarabianych na lewo (Szara strefa w gospodarce szacowana jest na około 30% oficjalnego PKB).
Lwiątko kojarzy się z samochodzikiem firmy Peugeot ;-) Ja wolę Lwiątko, moja żona preferuje słowo Lewuś.

Ciekawe, że na 1 lewie lwa wcale nie ma. Jeszcze zabawniejsze jest to, że za czasów Czechosłowacji na czechosłowackiej koronie widniał wizerunek wielkiego lwa, a korona jaką lew nosił była maluteńka. Więc może to czechosłowacka korona powinna była zwać się Lew ;-)
Tu takiego lwa w koronie można sobie obejrzeć --->korona czechosłowacka

czwartek, 8 października 2009

Chodzenie po ogniu

O chodzeniu po ogniu po raz pierwszy przeczytałem zdaje się w roku 1987. Wychodząc z warszawskiego muzeum techniki natrafiłem na stoisko z różnorakimi publikacjami. Między książkami poświęconymi technice znalazły się też publikacje dotyczące psychotroniki. Fundusze jakie posiada na wycieczce nastoletni wycieczkowicz pozwoliły mi na zakup 2 pozycji. Obie autorstwa słynnego badacza zjawisk nadprzyrodzonych, pana Lecha Emfazego Stefańskiego. Jedna opisywała wywoływanie stanu alfa, druga poświęcona była greckiemu misterium ognia zwanemu Anastenaria. Do obu publikacji dołączone były kasety magnetofonowe spreparowane tak, aby synchronizować działanie półkul mózgowych. Kaseta do broszurki poświeconej Anastenariom zawierała oryginalna muzykę zarejestrowana podczas tego misterium. „Wiedzę” z broszurek wchłonąłem w drodze powrotnej, ale kaset nie miałem gdzie odsłuchać. Wracając z dworca, mimo późnej pory, odwiedziłem swojego przyjaciela. Razem zajmowaliśmy się astronomią, fotografią, szeroko pojętą techniką i przyrodoznawstwem. (Konstruowaliśmy różne zabawne rzeczy, między innymi czuły galwanometr by posłuchać jak mówią rośliny - działał świetnie – rośliny rzeczywiście „mówią”, tylko nie bardzo potrafiliśmy wtedy zrozumieć co).

Zostawiłem przyjacielowi jeden z zestawów, akurat mnie przypadła broszura o stanie alfa, jemu o Anastenariach. Dwie godziny później odbieram telefon, przyjaciel krzyczy do słuchawki:
- [seria przekleństw, przeciągająca się seria przekleństw]…sobie nogę!!!
- jak to poparzyłeś sobie nogę? - pytam przerażony.
- przeczytałem broszurkę, włożyłem kasetę do Kajtka (taki ówczesny polski walkman bardzo podłej jakości) i zapuściłem. Wydawało mi się, że nogi zrobiły mi się trupio zimne, więc zapaliłem świeczkę i trzymałem nogę nad jej płomieniem. I tak sobie zrobiłem strasznego bąbla.


Próbowaliśmy dojść przyczyn niepowodzenia. Takie znaleźliśmy wtedy wytłumaczenia:
- płomień świecy miał temperaturę jakieś 1100 stopni zamiast 500
- nie słuchał muzyki w skupieniu. Mniej więcej w połowie kasety zadzwoniła do niego dziewczyna. Rozmowa nie była długa, bo pokłócili się o coś, ale o koncentracji i transie nie mogło być już oczywiście mowy.
Po tej spektakularnej i bolesnej porażce sam już próby nie podjąłem i o całej historii zapomniałem na długie lata.

W poprzednią sobotę oglądałem w bułgarskiej telewizji program o chodzeniu po ogniu. Dowiedziałem się, że Nestinari – ludzie, którzy robią to bez szkody dla swojego ciała, na co dzień żyją normalnie, mają rodziny, pracują, chorują nawet. Co ich wyróżnia? Specjalnego rodzaju predyspozycje oraz czystość duchowa. Tylko osobom o nieskazitelnej duszy Bóg pozwala bez obrażeń zetknąć się z ogniem. Nie może tego robić każdy, o czym boleśnie przekonują się nieliczni śmiałkowie, którzy spacer po rozżarzonych węglach kończą w szpitalu z poparzonym stopami.

Święty Ogień w Prawosławiu ma miejsce szczególne (napiszę o tym więcej w okolicy Wielkanocy - jedną z jego cech jest to, że nie parzy). W przypadku Nestinariów, ogień jest jak najbardziej normalny, a odporność na niego zsyła Bóg podczas misterium wyłącznie nielicznym. Odporność ta w niektórych wypadkach rozciąga się nie tylko na ciało, ale i na ubrania osoby tańczącej na żarze. Pięknie tę wiarę ilustruje animacja stworzona przez współczesną bułgarską artystkę Marię Tsanevą.



Nestinarka trzyma w dłoniach ikonę przedstawiająca Św. Konstantyna i Św. Elenę, to na cześć tych właśnie świętych odbywa się ogniste misterium.

Nestinarstwo wpisane zostało niedawno na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości UNESCO. Znalazło się tam obok Tanga, w którym głównych aktorów spektaklu trawi ogień wewnętrznego pożądania przekładający się na kroki i ekspresję tańca. Ekstaza cielesna w Tangu - duchowa czystość w Nestinarstwie. Cóż za para!

Gorąco polecam następujące lektury, gdzie o chodzeniu po ogniu można przeczytać więcej:

Hipotezy co do mechanizmów ochronnych, trochę historii, demistyfikacja.

A ten link pokazuje, że chodzenie po ogniu jest szeroko znane w różnych kulturach i pod różnymi szerokościami geograficznymi.

Mam straszną ochotę zobaczyć Nestinaria na żywo, w odpowiednim momencie wybiorę się pewnie w stosowną okolicę u podnóża Strandży.

czwartek, 1 października 2009

Zawyły syreny w Sofii

Kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła w Bułgarii. Punktualnie o godzinie 11 obrona cywilna rozpoczęła testowanie systemów ostrzegawczych. Przez około 20 minut wyły syreny tak mocne, że ich dźwięk bez trudu przedostawał się przez zamknięte okna. Do tego sprawdzano działanie megafonów, przez które podawane były jakieś komunikaty, z których zdołałem wyłowić kilka zaledwie słów. Niesamowicie to wszystko brzmiało w Sofii, która położona jest między górami. Echo potęgowało jeszcze niesamowitość tego eksperymentu. Na szczęście wcześniej w mediach podano informację, że takie ćwiczenia odbędą się we wszystkich większych bułgarskich miastach, bo w przeciwnym wypadku, podejrzewam, że wybuch paniki byłby murowany. A może nie? Może Bułgarzy przywykli już do takich atrakcji? W końcu takie ćwiczenia obrony cywilnej przeprowadzane są tu ponoć regularnie. Mimo, że dźwięk był nieprzyjemny i przeszywający, ludzie na ulicy starali się go ignorować i udawać, że nic nie słyszą. Ciekawe, że w Polsce nigdy z takimi akcjami się nie spotkałem. Jaką moc musiały mieć te urządzenia by nagłonić tak duże miasto jak Sofia?

poniedziałek, 28 września 2009

Muzeum gratów i rupieci w Кочериново

Po drodze do Monastyru Rylskiego, już przed samą Ryłą, natrafiliśmy w miejscowości Кочериново (Koczerinowo) na atrakcję nieopisaną na razie w przewodnikach, ale ponieważ znajduje się ona przy samej drodze, nie sposób jej nie zauważyć.


Wyświetl większą mapę

Na blaszanym dachu przydrożnego budynku umieszczona jest spora kolekcja zabytkowych samochodów. Na Bałkanach, szczególnie na prowincji, bardzo często zabytkowy samochód na dachu budynku, czy szopy oznacza, że znajduje się tam warsztat samochodowy. Ot, taka moda panująca wśród właścicieli warsztatów. Kiedy zobaczyłem na dachu takich samochodów kilkanaście, pomyślałem, że właściciel warsztatu musi być wyjątkowym pasjonatem. Zatrzymałem się, dobyłem aparatu i poszedłem zapytać grzecznie, czy mógłbym zrobić kilka zdjęć. Portier wręcz zachęcał do fotografowania - proszę się nie spieszyć, proszę spokojnie porobić sobie zdjęcia. Od niego dowiedziałem się, że to nie warsztat tylko muzeum gromadzące kolekcję rzeczy starych, zużytych i nikomu już niepotrzebnych. Właściciel tworzy kolekcje już od 7 lat, zbierając co się da i gdzie się da. Zdjęcia oddają najlepiej charakter tej eklektycznej, ale wciąż bardzo ciekawej kolekcji, gdzie wszystko jest absolutnie jak najbardziej autentyczne! Piękne rzeczy! /Kliknięcie na zdjęciu powiększa je do znośnego formatu./




Zabytkowe BMW z lat 20-30. Zadziwiające, że w dzisiejszych autach tej marki grill wygląda wciąż podobnie.


A tu młodszy brat.


Portrety, ale czyje? Czyżby wierchuszka aparatu partyjnego?


Czy to portret właściciela dorożki, czy jej stangreta? Nie...to jest sam wielki Iwan Wazow! (Dziękuję Ci czytelniczko bloga za sprostowanie mojej gafy).


Sofa musiała wygladać ślicznie w latach swej świetności.





Napis na obrazku edukacyjnym: Myj ręce po pracy i przed jedzeniem!


Miech kowalski? Tylko dlaczego taki kolorowy?


Piecyk typu "grocholak", służacy do ogrzewania pomieszczeń mieszkalnych. Pięknie zdobiony. Obok narty z najmodniejszymi zapięciami sprężynowymi. Już nie na skórzanych paskach. Postęp!


Telewizory, radia, gramofony


Spawarka elektryczna












A na takich kołach jeżdżą furmanki ciągane przez osiołki. Jest ich na drogach lokalnych całkiem sporo.

sobota, 26 września 2009

Cerkiew Prawosławna

Przechodząc w wakacje koło katedry w swoim rodzinnym mieście w Polsce, usłyszałem cudowny dźwięk wydobywany z organowych piszczałek wolą młodego, dyplomowanego muzyka. Młodego, ale doskonale znającego swój kunszt. Usiadłem w półmroku i w chłodzie kościelnych murów wysłuchałem ładnego koncertu. Chwilę później dotarło do mnie to, że w kościele obrządku wschodniego nigdy nie słyszałem organów. Nie ma ich tam i być nie może z powodów doktrynalnych! W zamian ludzkie głosy swym śpiewem składają hołd Bogu. Jakże pięknie brzmi taka modlitwa.






W chrześcijaństwie zachodnim również można posłuchać chórów, lecz ich pojawienie się w kościele ma charakter raczej okazyjny, nie towarzyszą jak w prawosławiu każdej mszy. Są bardzo rozbudowanie wokalnie i często brakuje im tego rodzaju prostoty, która w prawosławiu głęboko chwyta za serce.
Istnieje jeszcze kilka widocznych na pierwszy rzut oka różnic. W świątyni prawosławnej nie ma rzeźbionych figur. W tym prawosławie podobne jest do protestantyzmu, albo raczej odwrotnie - to protestantyzm naśladuje w prostocie prawosławie.

W sferze doktrynalnej podobieństwa są ogromne, a różnice nie tak wielkie, żeby nie można było sobie wyobrazić ekumenicznego wypracowania kompromisu pozwalającego na zjednoczenie obu Kościołów.
Po Wielkiej Schizmie w roku 1054, wraz z podziałem Cesarstwa Rzymskiego, drogi Kościoła Wschodniego i Zachodniego rozeszły się, ale do tego czasu obowiązywały te same modlitwy i dogmaty, nic więc dziwnego, że liturgia wykazuje bardzo duże podobieństwa. Wysłuchanie w Cerkwi Prawosławnej modlitwy Ojcze Nasz, najstarszej modlitwy chrześcijańskiej jest niesamowitym przeżyciem.

piątek, 25 września 2009

U-233

Zaintrygowany wypatrzoną na pchlim targu niemiecką busolą z czasów II Wojny Światowej postanowiłem bliżej przyjrzeć się jej losowi. W sieci udało mi się znaleźć listę podwodniaków służacych na U-233 oraz opis jej dziejów.
Okazało się, że łódź przeszła odbiór techniczny 22 września 1943 i od tego dnia weszła do służby po komendą Kptlt. Hansa Steena. Do 31 maja 1944 roku służyła jako jednostka treningowa, 1 czerwca 1944 rozpoczęła 1 patrol bojowy, 5 lipca 1944 została zatopiona na południowy-wschód od Halifax, na pozycji 42.16N, 59.49W, 32 zabitych i 29 ocalałych.
Biorąc pod uwagę skrajnie niekorzystne okoliczności, skrzyneczka z busolą musiałaby być niesamowitym unikatem. Wątpliwości, co do autentycznoci eksponatu potęgują się jeszcze bardziej, gdy zastanowić się dlaczego inne sprzedawane eksponaty znajdują się w podobnych skrzyneczkach, ze sztucznie postarzanego drewna.
Tak, czy siak - kawał dobrej, odręcznej roboty.

czwartek, 17 września 2009

Deultum

W południowo-wschodniej części Bułgarii, 20km od portowego miasta Burgas, znajduje się wieś Debelt. Tuż za tablicą sygnalizującą koniec miejscowości zbudowano archeologiczną stację badawczą – muzeum, gromadzącą artefakty znalezione w wykopaliskach starożytnego Deultum - kolonii rzymskiej w Tracji. Funkcjonująca od późnego Antyku, aż do wieków średnich kolonia przez niemal dwa tysiące lat odgrywała wiodącą rolę handlowo-ekonomiczną w regionie. Zbiegały się tam szlaki prowadzące od Morza Czarnego do Morza Egejskiego.


















W sumie muzeum robi wrażenie bardzo zaniedbanego, ekspozycja zawiera niewiele eksponatów i jest średnio ciekawa. Na szczęście chętnie wniesiona przeze mnie nieformalna opłata za możliwość zaparkowania na terenie muzeum oraz to, że dukałem po bułgarsku, sprawiły że wskazano nam prawdziwą perełkę, doradzając żeby koniecznie zabrać aparat i porobić zdjęcia, bo okazja jest unikalna.

Poza obszarem muzuem, dosłownie 50 metrów od jego ogrodzenia znajduje się rozkopany do połowy pagórek, który przez wieki skrywał fragment założonej przez cesarza Wespazjana stanicy dla weteranów VIII legionu Augusta, stacjonującego w Tracji.
I to właśnie możliwość obejrzenia tego archeologicznego cuda z bliska i pomacania go, sprawiła że wycieczka do Deultum okazała się tak bardzo udana.






Co myśli kamienny trotuar, który widział świetność i upadek imperium, gdy grubo ponad 1000 lat później chodzi po nim dwulatek?





Systemy kanalizacyjne łaźni.





I ogrzewanie podłogowe – tak zwane hypocaustum



Przewrócone kolumny świątyni Asklepiosa.





Drzemiące jeszcze w ziemi garnce i amfory, niedługo zostaną wydobyte na powierzchnię i posklejane przez studentów archeologii, którzy przybędą na praktyki przedmiotowe.





W Internecie można znaleźć opisy monet bitych w Deultum, czasem trafi się też oferta sprzedaży takiego małego cudeńka.

W Bułgarii 'obciążonej' bogatą historyczną przeszłością siłą rzeczy takich fantastycznych miejsc musi być znacznie więcej. Część została już rozgrabiona. Na niesamowicie intratnym procederze zdążyły wyrosnąć potężne fortuny. Większa część skarbów pewnie pozostaje jeszcze pod ziemią. Od wizyty w Deultum podejrzliwie patrzę na każdy pagórek.

No i na myśl przychodzi doskonała piosenka Budki Suflera - Słowa i Kamienie (muzyka Romuald Lipko, tekst Andrzej Mogielnicki)

Co po nas będzie, kiedy czas
Zamieni wszystko w sen...
Dalekie jutro, które w nas
Już dzisiaj brzmi jak tren
Tren...
Kto to wie
Kto to wiedzieć chce?

Słowa i kamienie
Starte na pył
Przemielone w kurz i piach
Myśli i marzenia
Tego, kto był
W zapomnianych dawno dniach

Czy pozostanie choćby ślad
Gdy tamten przyjdzie dzień
Antyczny wers uwagi wart
Lub piramidy cień
Cień...
Kto to wie
Kto to wiedzieć chce?

Słowa i kamienie...

A kiedy wreszcie skończy się
Ewolucyjna gra
Czy się zachowa po nas gdzieś
W bursztynie choćby łza
Łza...
Kto to wie
Kto to wiedzieć chce?

Słowa i kamienie...