wtorek, 14 lipca 2009

Zachód słońca w mieście nr 2

Sofijskie niebo chojnie obdarowywuje mnie pięknymi niespodziankami wizualnymi. Nie zawsze mam aparat po ręką. Tym razem taki oto przyjemny wykwit barw.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Sofijskie lapidaria nr 1:

W samym centrum Sofii, przy bulwarze cara oswobodziciela /бул. цар освободител/ znalazłem taką oto ciekawostkę fitologiczną. Pewien żyjący wodą, powietrzem i słońcem osobnik desperacko przytrzymuje się zabytkowego, metalowego płotka. Czy to forma symbiozy? Jakiś rodzaj przyjaźni nierozerwalnej? A może przejaw roślinnej inteligencji, dzięki której drzewo wysposażyło się w egzoszkielet?







sobota, 11 lipca 2009

Beglik Tash - tracka świątynia megalityczna

Na południowej części wybrzeża, w lesie kilka kilometrów od Primorska znajduje się bardzo interesująca formacja skalna zwana Beglik Tash. Jest to atrakcja geologiczna, którą warto obejrzeć, jeśli jest się na bułgarskim wybrzeżu poniżej Burgas. Od głównej drogi do Burgas, przy zjeździe na Primorsko, prowadzą do Beglik Tash brązowe tabliczki z napisem i piktogramem, jednak końcowy fragment drogi jest oznaczony słabo. (Ponieważ nie jest daleko, można pozwolić sobie na ewentualne zawrócenie po przejechaniu kilkuset metrów, gdybyśmy popełnili błąd). Gdy dojedziemy już na miejsce, auto lepiej zostawić na zaimprowizowanym parkingu i ostatnie 1300 metrów przejść pieszo. (Droga jest nieprzejezdna dla cywilnych aut, a i SUV-y na pewnym fragmencie nie dadzą rady). Po 10 minutowym spacerze leśną drogą dochodzimy do krawędzi płaskiej, choć nieco pochylonej polany, na brzegu której znajdują się głazy pochodzenia wulkanicznego, oblane u podstawy zastygłą magmą.

Poszukując w sieci informacji na temat Beglik Tash natrafiłem na opisy, typu: „głazy zostały ociosane, wyrzeźbione” albo „kamienne bloki zostały przyniesione i poustawiane (arranged)” albo „widoczne są pozostałości dawnego labiryntu służącego starożytnym Trakom do rytów przejścia”, albo „kamienie zostały poustawiane tak, by utworzyć przypominającą macicę jaskinie, co jest świadectwem kultu Bogini Matki”

Dla mnie informacje tego typu są raczej mało wiarygodne, za to z całą pewnością dowodzą wielkiej wyobraźni twórców legendy. Szczególnie po przyjrzeniu się z bliska owym „ociosanym” kamieniom dochodzę do wniosku, że niesamowitą sztuką było przyniesienie ich, poustawianie na sobie i zatopienie ich po ociosaniu w magmie. Tylko dlaczego Trakowie, jak już zadali sobie tyle trudu by dźwigać i ciosać potężne głazy, nie pomyśleli o ustawieniu z nich jakiegoś wzóru geometrycznego?

Wydaje mi się, że porównywanie przez niektórych pasjonatów utworzonego przez naturę Beglik Tash, o kompletnie przypadkowym ustawieniu kamieni różnych wielkości i kształtów do stworzonego dzięki intelektowi człowieka Stonhenge - jest co najmniej mocno nieusprawiedliwione.

Mówiąc już poważnie, bez trudu jestem w stanie wyobrazić sobie, że tak niezwykłe zjawisko przyrodnicze musiało budzić zaciekawienie, a pewnie i dreszcz przerażenia i szacunek, bo w mitologią nasyconym świecie, taka konfiguracja przestrzenna potężnych głazów mogła być jedynie dziełem bogów lub co najmniej herosów pokroju Herkulesa czy Atlasa. Mogę też sobie wyobrazić, że płaski fragment rozlanej magmy mógł być sceną naturalnego amfiteatru, albo nawet miejscem jakiegoś religijnego misterium.

Niezależnie od legend i ich interpretacji, warto odwiedzić Beglik Tash, bo frapujący to widok. Kilku i kilkunastometrowej wysokości, ważące dziesiątki ton kamienie o ciekawych formach. Jak to nad brzegiem morza - trafia się nawet rekin i wieloryb. Trafiają się też niestety kleszcze, które zazdrośnie strzegąc swojej świątyni, kąsają podstępnie i zajadle.

Zdjęcia poniżej można powiększyć kliknięciem. Jednak nawet wtedy nie oddają rzeczywistej wielkości obiektów.





















Kulinaria nr 1 i ½: Tykwiczki na sposób klasyczny

Miałem ostatnio okazję spróbować tykwiczek przygotowywanych przez inne osoby. I ich smak wydał mi się dużo lepszy niż tych, które przygotowywałem sam. Po małych eksperymentach kuchennych już wiem, jak uzyskać równie doskonały efekt :)

Roślinę kroimy na plastry o grubości 4-5mm. Wtedy zachowają smak miąższu. Jeśli plastry będą cieńsze uzyskamy coś na kształt chipsów. Oba warianty ciekawe smakowo. Żadnych przypraw, nawet soli. Obtaczamy tylko w mące i na patelnię. Oleju musi być na tyle dużo, żeby krążki mogły unosić się na warstwie oleju. Do konsumpcji kwaśne mleko (idealnie o zawartości tłuszczu powyżej 3%, moje ulubione ma 4.5%).