środa, 29 czerwca 2011

Żyliśmy w socjalizmie - 171 prywatnych historii

Żyliśmy w socjalizmie to wybór 171 krótkich opowieści napisanych przez zwykłych obywateli, zestawionych w jednym tomie przez słynnego bułgarskiego pisarza i poetę Georgi Gospodinova (Георги Господинов Георгиев). Wspomnienia posegregowane zostały chronologicznie, wedle dekad, których dotyczyły, począwszy od lat 50-tych a na późnych latach 80-tych kończąc. Są też opowieści nie mieszczące się w tych 'dekadowych' ramach. Na przykład syntetyczne zestawienie 78 rzeczy, których w komunizmie robić nie było można. Większość nakazów i zakazów niezwykle mocno ingerowała w życie prywatne obywateli. Na przykład:

2 - nie można był swobodnie wyjechać z kraju.
6 - nie można było mieć długich włosów.
7 - nie można było słuchać zachodniej muzyki.
23 - można było zgnić w wiezieniu za opowiedzenie żartu politycznego
26 - nie można było zawrzeć związku małżeńskiego z cudzoziemcem bez specjalnego pozwolenia władz.
29 -nielegalny wyjazd z kraju, albo samowolne przedłużenie pobytu za granicą zagrożone było karą 3 lat więzienia i konfiskatą mienia.
43 - nie można było wynająć hotelowego pokoju i zamieszkać w nim z partnerem, który nie był oficjalnie małżonkiem wpisanym w dowód osobisty.
44 - nie można było nocować w hotelu w mieście, w którym miało się zameldowanie.
54 - nie można było otrzymywać z zagranicy żadnej prasy
76 - bez procesu sądowego, na mocy wyłącznie decyzji administracyjnej można było zostać zmuszonym do opuszczenia miejsca zamieszkania i przeprowadzki w wyznaczony przez władzę rejon, bez prawa powrotu.

Widać, że większość pomysłów na terroryzowanie obywateli była wspólna w całym układzie warszawskim. Jak się czyta takie opowieści, to i straszno i śmiesznie jednocześnie. Niektóre historie są jednak dość pogodne, jakby w ogóle świat zewnętrzny z jego ograniczeniami i absurdalnym przymusami autorów opowieści nie dotyczył. Na przykład opowieść o wydobywaniu się z koszmarnej biedy, kiedy to pewien chłopak postanowił nauczyć się produkowania cegieł by wybudować dom. Pracował fizycznie, a oprócz tego uczył się w szkole na tyle dobrze, że mógł później pójść na studia i zostać inżynierem. Taka historia mogła się rozegrać w latach 50-tych absolutnie wszędzie, niezależnie od systemu politycznego.

Sporo tu ciekawych opowieści. Brnę przez książkę powoli, dopiero 1/3 książki za mną. Słownik leżący na biurku nie czuje się zaniedbany i porzucony, bo bardzo często muszę go brać w dłonie.
Ale warto, jak najbardziej warto dowiedzieć się jak władza traktowała obywateli i jakimi problemami żyli ludzie w Bułgarii. Przy okazji dowiedziałem się, jak w czasach komunizmu traktowana była cerkiew prawosławna. Służby bezpieczeństwa potrafiły podczas celebrowania mszy Wielkanocnej, najważniejszego święta w chrześcijaństwie, zakłócić jej przebieg robiąc zadymę chuligańską w najważniejszej cerkwi Bułgarii, obrażając Patriarchę i wiernych. A w tym czasie, jak wynika z pamiętnika Todora Żiwkowa, on sam jadł kozunaka i stukał się czerwonym jajkiem (jak najbardziej zachowując kościelną tradycję prywatnie w domu).

Interesująca jest także historia radioamatorów, którzy własnymi siłami uruchomili nielegalne radio, obejmujące swym zasięgiem kilka ulic. Nadawali zachodnią muzykę, lecz bardzo szybko namierzyły ich służby pelengacyjne i bezpieka dobrała się chłopakom do skóry.

Albo opowieść człowieka, który jako nastolatek odkrył w sobie żyłkę kapitalisty. Zauważył, że w Sofii brakuje baterii do radioodbiorników przenośnych, a na prowincji można je kupić. Sporządził w notatniku plan podróży i regularnie odwiedzał wszystkie te miejscowości, do których dało się dojechać pociągiem w czasie 2 godzin. Ponieważ na prowincji baterie były tanie, to po przywiezieniu ich do Sofii mógł je sprzedać z całkiem przyjemnym zyskiem w zaprzyjaźnionym sklepie radiowo-telewizyjnym. Kiedy rodzice odkryli jego  notatnik, zobaczyli sumiennie prowadzone zapiski i całą księgowość, natychmiast zrozumieli skale 'procederu'.  Zamiast pochwalić przedsiębiorczość synka, wyzwali go spekulantów i najgorszych wrogów narodu bułgarskiego.

Dziesiątki lat oczekiwania na mieszkanie, stanie w kolejkach, ciągłe niedobory towarów jak to w 'komunistycznym raju'. I te durne wytłumaczenia - kaszek dla dzieci nie ma, bo wszystko wykupują stare baby, które jedzą witaminizowana żywność aby się odmłodzić. Ciekawe jak brak smoczków na butelki tłumaczono? Ktoś zjadał może kauczuk? Setki takich absurdów w tej książce przedstawiono.
Ale są też historie naprawdę ponure. Później, dla przeciwwagi zamieszczono opowieści optymistyczne i pogodne, szczególnie ludzi, którzy w jakiś sposób byli beneficjentami systemu. Czasami nawet im przytrafiały się kłopoty, gdy z zaufanych towarzyszy stawali się jednostką niepożądaną. Czyjaś dłoń strącała ich w niebyt polityczny, a oni nie bardzo rozumieli co się dzieje. A odstawienie od koryta bywało w tamtych czasach bolesne...

Moim zdaniem książka jak najbardziej warta uwagi.

piątek, 3 czerwca 2011

Jak wypromować wśród dzieci nawyk chodzenia do teatru?

Będąc kiedyś w tatrze na przedstawieniu dla dzieci wypełniliśmy mini ankietę, w której podaliśmy dzień urodzenia naszego synka oraz dane adresowe. Po kilku miesiącach niespodzianka w skrzynce pocztowej.
Otwieramy kopertę, a tu sympatyczne życzenia urodzinowe oraz bezpłatne zaproszenie dla dziecka z jednym rodzicem. Do wyboru cztery możliwe przedstawienia. Wybraliśmy się na bułgarską bajkę ludową - Śliwki za śmieci /сливи за смет/ (W skrócie - chłopak szuka żony, oferuje śliwki w zamian za śmieci. Wybiera tę dziewczynę, która jest tak porządna, że nie ma w domu żadnych śmieci i aby dostać śliwki musi śmieci pożyczyć od sąsiadów).

Przedstawienie zrealizowane było w oszczędnej, ale bardzo dowcipnej scenografii. Występowała tylko jedna aktorka, która obsługiwała rekwizyty oraz pomysłowo animowała 2 postaci jednocześnie. Doskonała rozrywka, również dla dorosłych, którzy kilka razy wybuchali gromkim śmiechem.
Po przedstawieniu kolejna niespodzianka. Aktorka wezwała na scenę dzieci, które do teatru przyszły na urodzinowe zaproszenia. Życzenia urodzinowe od całej sali, trochę wygłupów i tym sposobem właśnie można przekonać dziecko do chodzenia do teatru, bo przecież nie sposób takiego teatru nie polubić.

Przedstawienia dziecięce nie są drogie, gdyby trzeba było płacić normalnie. A do tego grane są przez kilka różnych teatrów. Często jest kłopot z dostaniem biletów. Chyba nie jest tak źle z tym promowaniem kultury wśród najmłodszych :)

Kilka zdjęć z przestawienia tu i tu.