poniedziałek, 22 listopada 2010

Katastrofa demograficzna

Jakiś czas temu przyglądałem się zagadnieniom demografii bułgarskiej, najbardziej interesowały mnie czasy odzyskania niepodległości oraz wpływ wojen na liczebność populacji, ale dotarłem też w swych poszukiwaniach do czasów współczesnych. Mam wrażenie, że dwa wielkie problemy demograficzne trapią dzisiejszą Bułgarię. Oba powiązane są ze sobą w sposób ścisły, przez co ich efekty tragicznie się kumulują. Pierwszy to emigracja: dzieciaki już w przedszkolach marzą o tym, by wyjechać zagranicę. Regularnie słucham programu radiowego, w którym prowadząca zadaje pytania dziecom. Różne pytania, o różne rzeczy. Z przerażeniem słuchałem programu, w którym pierwszaki opowiadały o swoich wyjazdowych planach! Dzieciaki chętnie uczą się języków obcych, chodzą do gimnazjów językowych, zdają maturę w obcym języku. Podejmują studia zagranicą i przeważnie nie wracają. Ci, którzy po skończeniu studiów próbują 'ustawienia się' w Bułgarii po roku, góra dwóch latach ponownie wyjeżdżają, ale już na stałe. Tam biorą kredyty hipoteczne, tam kupują domy, tam rodzą się ich dzieci. Bo tam polityka prorodzinna to nie polityczny slogan, a realna rzeczywistość. I tu dochodzimy do drugiego problemu demograficznego: struktury etnicznej urodzin. Okazuje się, że etniczni Bułgarzy rozmnażają się najmniej, z grup tworzących państwo bułgarskie. Znacznie więcej rodzi się Bułgarów pochodzenia romskiego i tureckiego, przez co, jak przewidują demografowie w roku 2050 etnicznych Bułgarów będzie zaledwie 3,4mln, Romów 2mln, Turków 1,5mln. W roku 2100 Bułgarów zostanie już tylko 0,3mln, Romów będzie 8mln, Turków 1,5mln.
W roku 2150 nie będzie już śladu po potomkach wielkich i dumnych Traków!

Tak zwana 'poprawność polityczna' sprawiała, że dotychczas nie pojawiały się tego typu rozważania w mediach głównego nurtu. A teraz proszę: Bułgarzy będą egzotyczną mniejszością

Ponieważ panuje kryzys i trzeba szukać oszczędności w wydatkach, możliwe, że podobnie jak w pozostałych krajach Europy nasilą się postawy radykalne wobec mniejszości romskiej. Prasa europejska przestała wprawdzie ostatnio pisać o tematyce romskiej, ale to, że nie pokazuje się termometru, nie znaczy, że gorączki nie ma. Podskórne problemy niestety nie wygasły. Obawiam się, że kumulujące się napięcia, w którymś momencie wypłyną na powierzchnię ponownie, tyle, że z dużo większą siłą. Lektura komentarzy pod zalinkowanym artykułem nie pozostawia złudzeń.

4 komentarze:

  1. Chyba każdy mój znajomy z Bułgarii marzy o wyjeździe z kraju. I nie wrócić.. Dlatego gdy przyjechałam do Płowdiwu po prostu mieszkać, to otwierali szeroko oczy ze zdumienia. Bardzo często już nawet Polska jest 'Ameryką', jak dla nas Europa Zachodnia. A smuci mnie fakt, że młodzi Bułgarzy stracili wiarę w to, że tutaj może być lepiej i nie chcą wrócić po studiach i próbować coś zmieniać w swoim kraju.
    Zapewne kojarzysz Diankowa? Ma świetne wykształcenie i staże pracy, wrócił do Bułgarii i naprawia jej finanse w czasach kryzysu.. a i tak psy na nim wieszają, jakby to on był winny kryzysowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. A co do procesów demograficznych:

    "Dziś "martenice" zdejmuje się, zgodnie z kalendarzem, 21 marca. Bo chociaż wszyscy czekają na bociana dostrzec go coraz trudniej. Również w Bułgarii, gdzie ubywa błot, a przybywa dymów, bocian stał się rzadkim gościem. W rzeczywistości i przenośni. A każda jego wizyta z zawiniątkiem w dziobie to w tym kraju święto dla rodziny, sąsiadów i całego narodu, zwiastun zbliżania się do wymarzonej "dziesięciomilionowej Bułgarii".

    Do tego celu, który ma być zrealizowany w roku 2000, brak jeszcze około 1,2 miliona obywateli.

    Ciągle trwają jeszcze procesy migracyjne - rezultat industralizacji kraju oraz organizacyjnego i techniczego przekształcenia rolnictwa - a w wyniku tych procesów niemal połowa narodu zmieniła po wojnie miejsce zamieszkania. Najbardziej skłonni do tych wędrówek, jak wiadomo, są młodzi mężczyźni. Ale wyrwani z surowej wiejskiej obyczajowości chłopcy nie spieszą się do żeniaczki. Na wsi zaś pozostają dziewczęta i... czekają. (...) Za mało ich[mężczyzn - przyp.mój] by zapewnić towarzystwo dziewczętom, stanowić przedmiot ich marzeń na bliższą i dalszą przyszłość. Zresztą sam fakt, że nie wyjechali ze wsi, często ich z góry dyskredytuje: czy nie są to - myślą dziewczyny - ludzie pozbawieni ambicji albo zgoła życiowe niedołęgi."

    "Życie po bułgarsku", Zbigniew Klejn, Iskry, Warszawa 1977

    Jeśli będziesz miał dostęp(czy mam mówić per Pan?)do tej książki, naprawdę warto przeczytać! Można uzyskać ciekawe informacje nt. Bułgarii w owych czasach(jak tutaj komunę nazywają) a przy okazji trochę się pośmiać :-)

    W ogóle ostatnio miałam manię na stare bułgarskie przewodniki. Na najstarszy jaki trafiłam to: Stanisław Kozicki, Bułgarja współczesna, Wydawnictwo imienia M. Brzezińskiego, Warszawa 1917 (pisownia oryginalna) i najlepszy cytat o społeczeństwie jaki tam był(bez żadnej ironii autora): "Wszyscy, którzy zwiedzili Bułgarję, stwierdzają zgodnie, że niema tam zupełnie pijaństwa, że niema gadulstwa, że lud jest naogół trzeźwy, spokojny, uczciwy."

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, to musi być poważna miłość do tego (k)raju :) Nawet stare przewodniki c(z)ytujesz :) Nie znam ich, spróbuje poszukać w bibliotece jak będe w Polsce. Tak sobie myślę, że fajna byłaby to rzecz do wstępu jakiejś poważniejszej pracy na temat wyobrażeń Polaków o Bułgarii współczesnej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedni kochają Paryże, Barcelony, Nowe Jorki a ja kocham tą mało światową Bułgarię("всичко българско и родно / любя, тача и милея" - to z Wazowa).
    Nawet nie o Bułgarii współczesnej, ale np. od odrodzenia - jak to się wszystko pozmieniało, taka praca porównawcza.

    Tak w ramach ciekawostki z tychże przewodników - do 1878 Płowdiw słynął z uprawy ryżu, o!

    OdpowiedzUsuń